ulan2

Wspomnienia Józefa Skoniecznego - Ochotnika I Szwadronu Ochotniczej Jazdy Wielkopolskiej Nr 215 i Naczelnik Okręgowy Sokoła.

 

ZAWIESZENIE BRONI NA FRONCIE

 


W październiku br. minęło 10 lat od zawieszenia broni i tym samym zwycięskiego zakończenia wojny o niepodległość. Jak wyglądało zawieszenie broni na froncie, ilustruje następująca przed 10 laty pisana korespondencja;Byłem przydzielony do silnego patrolu konnego, by podjąć łączność z 30 Brygadą.  Droga wiodła nad a nawet przez front bolszewicki i  to przez Zasław, Zacharycze, dalej  przez lasy, pola, dróżki, gęstwiny; niczym drużyna Sienkiewiczowskiego Kmicica, kilkakrotnie znosiliśmy silne i liczne gniazda bolszewickie – na nasz widok uciekali jak wściekli.  - Tak minęliśmy Krychowo – Huty. Tworzyłem z kapitanem Liberkowskim szpicę; dobraliśmy sobie chaziajna – gospodarza – i co wieś ich zmienialiśmy, na to, aby nas przez nieznane drogi, dróżki, przez lasy itd. wśród ciemnej już nocy prowadzili.  W dość oryginalnych i wskutek ciemności komicznych środków ostrożności natknęliśmy się na szpicę 60 p.p. Doskoczył do mnie z rewolwerem w ręku porucznik Wozignój, kiedyś mój druh ćwiczący w Sokole na obczyźnie w Hamborn nad Renem, (a tu nie poznaliśmy się). Po zamienieniu kilku słów, sytuacja wyjaśniona; częstując tak upragnionymi papierosami, wskazał Krasne Sioło, gdzie wiało się lewe skrzydło 30 Brygady i także kilka szwadronów czerwonych ułanów Poznańskich stacjonować. Godzinę później to jest o godz.2 w nocy tam dokąd dotarliśmy. Po 2 -godzinnym postoju i zamienieniu raportów zawróciliśmy w kierunku Mietkowa do sztabu naszego 215 Pułku Ochotniczej Jazdy Wielkopolskiej. Zastaliśmy wyruszający pułk i bez odpoczynku dołączyliśmy się do naszego I Szwadronu i nad wieczorem dotarliśmy do już ostatniej nocy przez bas patrol odwiedzanych Zacharycz.Biedne konie nasze patrolu miały za sobą ponad 30 godzin nieomal nieprzerwanej jazdy.
W między czasie drugi Szwadron naszej Jazdy Wielkopolskiej (215 Pułkiem Ochotniczym Jazdy Wielkopolskiej dowodził pułk. Hrabia Ignacy Miełżyński z Iwna) z piechotą ochotniczą dowodzoną   przez hr. Macieja Miełżyńskiego, po krwawym zwycięstwie pod Kojdanowem (W oryginale Kajdanowem – ZW) zajęli Mińsk Litewski. Nazajutrz to jest w sobotę w bój krwawy; każdy otrzymał po 150 naboi (niektórzy i ja także przezornie zabraliśmy więcej), rychło minęliśmy miasto Zasław nad Świsłoczą , godzinę później ukazały się wzgórza i Paradok (Gródek na północny – wschód od Mińska) zajęty przez silne zaszańcowanych bolszewików. Przesmykami otoczyliśmy prawe skrzydło z flanki bolszewików, aby za chwilę uderzyć. Wtem z naszego frontu pędzi z okopów polskich ku nam dwóch jeźdźców z białymi chorągiewkami , z oznajmieniem, że jest zawieszenie broni i z rozkazu Głównego Dowództwa przesyła gen Jung, dowódca 15 dywizji i naszego odcinka nakaz zaniechania akcji bojowej; musimy ponadto wycofać się na linię demarkacyjną , gdyż obecnie przez nas zajmowany teren leży już na obszarze  przez Układ Ryski Sowietom przyznany.Jawnie wycofujemy się. Szwadron naszej Ochotniczej Jazdy Wielkopolskiej i ułanów czerwonych Poznańskich dwójkami tworzą długie pasy malowniczo a groźnie odbijające się na licznych wzgórzach i pagórkach. Mijamy obok okopów zajętych przez prawe skrzydło bolszewików. Równocześnie na całym naszym froncie , jak oko sięgnie, olbrzymie, niezliczone pasy artylerii, piechoty itd. , opuszczające chlubnie stanowiska. Z jednej strony zastanowiła mnie ta potężna masa różnych rodzajów broni i zadawałem sobie pytania; kiedy tak sprawnie i licznie zdążyli zająć stanowiska, wobec tego, że my konnica, robiąc , co  prawda drogą zygzakowatą,  cirka 80 km dziennie, a jeszcze przedwczoraj wypieraliśmy bolszewików z Zasławia i okolicy. Z drugiej strony pochlebiało to mej dumie narodowej; niech na koniec bolszewicy widzą i spamiętają naszą potęgę. Nie dziw, że tuż pod naszymi oczami krasnoarmiejcy – bolszewicy wybiegali i na okopach klękali wznosząc ku niebu ręce, wołając „mir” (pokój) i może podziękowanie Bogu za odwrócenie tej strasznej walki, która by im te groźne, w tej chwili w odwrocie się znajdujące dumne i potężne kolumny lachów zadali.  A nas nazywają „germańcami”  najczęściej „rogate diabły” i najwięcej się obawiają; a widzą jak niepostrzeżenie byli otoczeni przez nas z flanki, a naprzeciw groźne armaty i piechota ...Na środku drogi natrafiamy na ładny okaz niedawno ubitego wilka. Wilki w tutejszych  terenach mnogo się gnieżdżą i są plagą ludzi.  W Zasławiu ludzie cieszą się, krzyczą radośnie „mir”, „mir”, „Wsio równo, czy lachy, czy batniszki, czy bolszewik. Byle mir”. Tak wróciliśmy na Zacharycz. Na drugi dzień, w niedzielę, do Rakowa i tu zjawił się ostry mróz i śnieg. Nazajutrz w Wełmie gen. Jung w hallerskim mundurze odebrał defiladę dość oryginalną, bo bezpośrednio po przeprawieniu się przez dość znaczny rów. Udała się, bo konie tego były zwyczajne.  Następnie, po naszym uformowaniu się w czworobok, w przemowie pochwali nas za dokonane czyny i trudy w obronie Ojczyzny. Po tej defiladzie i przeglądzie dotarliśmy do Kulczyc (oryg.:Kulszyc - ZW)  5 km od Iwieńca. Resztę tygodnia apele, służba rozmaita, jazda na oklep (bez siodła) i zapowiedziano rekolekcje. Dziś niedziela, byliśmy w kościele. Było wzniosłe, piękne kazanie i nabożeństwo dziękczynne za zwycięskie zakończenie  wojny, złączone gorącymi modłami o spokój dusz poległych współtowarzyszy broni i błogosławienstwo dla ukochanej wolnej Polski. Ach jakim dumny, że mimo mej rannej w polu nogi, brałem udział w świętej walce o wyzwolenie Polski. Spełniłem tu także moją zaszczytną rolę jako Naczelnik Okręg. Sokoła, a właśnie moja drużyna z Okręgu Inowrorławsko – Gnieźnieńskiego ochotniczo na zew gen. Hallera gremialnie stanęła i walczyła m.in. o Mińsk w rejonie tak ślicznie opisanym w „Panu Tadeuszu”. Byliśmy m.in.  w Mirze, Kozeliczach, w podobnych wsiach jak Soplicowo, nad Świtezi wodami , - raz  zbierałem – bez Telimeny – i jadłem grzyby w lasach litewskich (Nalibockich). - Spalono nam mosty, więc wpław, przebyliśmy rzeki Mołczałdę, Szczawę, a nade wszystko Niemen z pieśnią na ustach: „Za Niemen het precz...”.
Sokół głoszoną misję wywalczenie Niepodległości Polsce w pełni przygotował i godnie spełnił. Sokół wykonał opiewane bojowe śluby: „Sokół polski jest na straży, pójdzie w bój jak jeden mąż. Nam odwagi nie zabraknie, nie przestraszy liczba wroga...” Kroczyliśmy śladami rycerzy Batorego, Wołodyjowskiego, Kmicica i innych przez Henryka Sienkiewicza uwieńczonych chwałą rycerzy, staraliśmy się im w męstwie i waleczności dorównać; niech to oceni historia, o którą jesteśmy spokojni. Ochotniczy 215 Pułk Jazdy Wielkopolskiej zdobył również swoje miejsce w historii, która siłą rzeczy musi być chlubne.
Formował go i dowodzi nim znany z męstwa  i ofiarności patriota pułkownik  hr. Ignacy Mielżyński z Iwna, zaś I. Szwadronem, do którego od początku należę, dowodzi również znany bohater z Powstania Wielkopolskiego porucznik Ciążyński, i tutaj swą nieustraszoną odwagą i doświadczeniem wsławił imię i swego szwadronu i jazdy Wielkopolskiej. Z braterskim pozdrowieniem „ Czołem”.
Józef Skonieczny , Ochotnik I Szwadronu Ochotniczej Jazdy Wielkopolskiej Nr 215 i Naczelnik Okręgowy Sokoła. (Z Wrześni i okolicy brali udział w bojach podanego 215 Ochotniczego Pułku Jazdy Wielkopolskiej , oprócz wyżej wymienionych, także ochotnicy pp. por. Barczak, Knechtel Stanisław, Hamling, Jóźwiak i wielu innych.  Niedawno z okazji święta pułkowego i 10 – lecia „Cudu nad Wisłą” wiele gazet opisywało krwawe zmagania i zwycięskie trofea wojenne zdobyte przez 215 Pułk Ochotniczej Jazdy Wielkopolskiej, m.in.  3 sztandary bolszewickie, przy których zdobyciu poległ bohatersko por. Rembowski z II Szwadronu. Po ukończonych bojach pułk ten otrzymał osobne zaszczytne wyróżnienie Naczelnego Dowództwa oraz został wzięty na stały etat jako 26 Pułk Ułanów Wielkopolskich i stacjonuje w Baranowiczach, czyli na tych wschodnich rubieżach Polski, o które tak bohaterski walczył .  Dopisek do powyższej korespondencji.)

 

Źródło: "Orędowniku Wrzesińskim" nr 129 z dnia 08.11.1930 r.