ulan2

 

 

 

Zielona Góra 27.07.1971 r.

Panie Jurku!

W umożliwieniu Panu opracowania monografii 26 Pułku Ułanów pragnę i ja jako jego były, długoletni żołnierz podać pewne wiadomości i informacje oraz przeżycia pułku, które po przeszło 50 latach utrwaliły mi się jeszcze w pamięci. Przy tym nadmieniam, że niżej podane niektóre daty należy uważać za przybliżone do faktycznych. Natomiast nazwy miejscowości w niektórych przypadkach mogą być lekko przeinaczone. To samo dotyczy niektórych nazwisk oficerów i podoficerów, które mogą być niewłaściwe, ale w każdym bądź razie zbliżone. Przy tym nadmieniam, że wszystkich nazwisk poszczególnych oficerów i podoficerów w pułku z początku nie zdołałem utrwalić sobie w pamięci gdyż w międzyczasie byłem odkomenderowany do dyspozycji Oficera Placu na stanowisko profosa aresztu garnizonowego. Później z tego stanowiska zostałem odwołany i przeniesiono mnie na szkołę podoficerską dla wszystkich rodzajów broni do Śremu, z której po paru tygodniach z powodu złego traktowania a przeważnie absolwentów pochodzących z pułków kawalerii, samowolnie wraz z dwoma kolegami oddaliłem się i wróciłem do Pułku. Naturalnie z tego powodu miałem dużo nieprzyjemności, ale z powodów wiadomych oraz przyczyn, które potem komisyjnie przez WSG w Poznaniu zostały stwierdzone i nie zostałem ukarany. O ile chodzi o stopnie wojskowe to podaję ten ostatni, którego wymieniony przeze mnie dany oficer lub podoficer posiadał.

Moje wspomnienie z okresu jesieni 1920 roku do około 15 września 1939 r. dotyczące jak wyżej wspomniałem dziejów naszego byłego pułku dzielę na cztery okresy, a mianowicie:

I okres od jesieni 1920 r. do jesieni 1921 r. z pobytu pułku w Lesznie Wielkopolskim,

II okres od jesieni 1921 r. do jesieni 1923 r. z pobytu pułku koło miasta Horodziej położonym około 40 km na wschód od Baranowicz na linii kolejowej Baranowicze, ............., Mińsk Litewski i w jego rejonie,

III okres od jesieni 1923 r. do marca 1939 r. tj. z okresu pobytu pułku w Baranowiczach i przebiegu mobilizacji pułku,

IV okres przebieg kampanii wrześniowej 1939 r.

I. Do pułku, który wówczas miał numer 215 Pułku Ochotniczej Jazdy Wielkopolskiej a stacjonował w Lesznie Wielkopolskim, przeniesiony zostałem jesienią 1920 r., z 1-go pułku strzelców poznańskich, w którego szeregach walczyłem na wojnie 1919/1920 r. w stopniu st. strzelca, odznaczony „Krzyżem Walecznych". Przydzielono mnie do 3-go szwadronu, którego dowódcą był rtm. Długoszowski. A dowódcą pułku płk. Mielżyński. (nieczytelne)

Pod jego dowództwem pułk stoczył pierwszą bitwę w dniu 18 sierpnia 1920 r. pod Brodnicą, w której jako pierwszy poległ ułan Szlagowski. Dla uczczenia pamięci poległych żołnierzy naszego pułku została w Brodnicy wmurowana tablica pamiątkowa, a dzień 18 sierpnia, w którym to dniu przyjęliśmy chrzest bojowy, ustalony został jako święto pułkowe, które rokrocznie obchodziliśmy. Adiutantem d-cy pułku był ppor. Wilczyński.

W Lesznie o ile mnie pamięć nie myli pułk stacjonował w trzech koszarach.

Dowództwo pułku, 1-y szwadron i szkoła podoficerska mieściły się w koszarach przy ul. (nazwy jej nie pamiętam) przy, której było kasyno oficerskie. W tych koszarach była także kryta ujeżdżalnia. Dowódcą szkoły był rtm. (nieczytelne).

3-ci szwadron kwaterował w koszarach między ul. Lipową a szosą idącą do m. (nieczytelne). W tych samych koszarach stacjonował również szwadron karabinów maszynowych, którego d-cą był o ile nie mylę się (nieczytelne).

4-y szwadron stał w koszarach przy szosie do Osiecznej.

A 2- gi szwadron stacjonował najprawdopodobniej w (nieczytelne).

W pierwszej połowie 1921 roku pułk otrzymuje (nieczytelne) i nazwę pułku a mianowicie: 26 Pułk Ułanów Wielkopolskich.

Jesienią 1921 roku pułk zostaje przerzucony z Leszna Wlkp. na dalekie tak wówczas zwane Kresy Wschodnie w rejon Horodzieji położonej jak na wstępie wspomniałem między Baranowiczami a Stołpami i wszedł w skład Brygady Kawalerii Baranowicze, której dowódcą był pułkownik (późniejszy gen. Brygady) (nieczytelne). Dowództwo brygady mieściło się w Nieświeżu, obok koszar 27 pułku ułanów. W skład brygady wchodził również 25 pułk ułanów, którego stałym miejscem postoju były Prużany.

W związku z powyższym zarządzeniem przed wyjazdem pułku z Leszna, duża ilość oficerów, którzy ochotniczo do pułku wstąpiła, zwolniła się, a w ich miejsce zostają przeniesieni oficerowie z innych jednostek kawalerii. O ile chodzi o podoficerów to ci, którzy nie wyrazili chęci mianowania ich zawodowymi i ułanów, którzy do pułku wstąpili ochotniczo a byli poza obowiązkiem odbywania służby wojskowej, zwolnili się zaraz po zakończonej wojnie. W ich miejsce zostali przeniesieni podoficerowie zawodowi a nawet ułani również z innych pułków kawalerii, przeważnie z 17 pułku ułanów oraz z niektórych pułków piechoty.

Między oficerami, którzy z przyczyny wyżej podanej z dalszej kariery wojskowej zrezygnowali był również dowódca pułku ppłk. Mielżyński. Jego obowiązki objął płk Gieżkowski. Po dokonanej reorganizacji pułku, w wyniku, której nastąpiły zmiany na poszczególnych stanowiskach dowódczych oraz przewidzianego stanu liczbowego, pułk jak wyżej wspomniałem jesienią 1921 roku wyruszył na nowe miejsce postoju.

II W Horodzieji nie było koszar dlatego pułk rozlokował się w samej Horodzieji i pobliskich wsiach a mianowicie: w samej Horodzieji stało dowództwo pułku, szwadron sztabowy i pluton łączności.

W Horodzieji Wieś, która leżała obok m-ka Horodziej rozdzieleni tylko torem kolejowym, zakwaterował szwadron karabinów maszynowych. W Krętym Brzegu w mająteczku ulokował się pierwszy szwadron.

W majątku Zausze stał 2-gi szwadron.

We wsi Łysica 3-ci szwadron a 4-y szwadron kwaterował we wsi Studzianki. Inni nazywali tą miejscowość Ostrówek.

Poniżej podaję skład osobowy dowództwa pułku i poszczególnych szwadronów oraz ich stanowiska służbowe. O ile chodzi o stanowiska podoficerskie to ich nie podaję, gdyż często one były zmieniane.

Dowództwo pułku:

Dowódca pułku – płk Gierkowski,

Z-ca d-cy pułku – mjr Łoziński,

Adiutant pułku – ppor Gepert,

Szef kancelarii pułkowej – st. wachm. (nieczytelne),

W pułku był również ppor. (nieczytelne) ppor. Zieliński ale jakie stanowiska oni zajmowali nie wiem.

Nazwiska dowódcy szwadronu sztabowego nie pamiętam. Płatnikiem pułku był por. Ciszak a jego pomocnikiem st. wachm. (nieczytelne).

W międzyczasie został kosztem wszystkich szwadronów sformowany szwadron defaszowany, którego wysłano w rejon Łuminca. Miasto to leżało przy torze kolejowym Baranowicze-Łuminiec-Równe-Lwów. Kto był jego dowódcą nie przypominam sobie. Szefem tego szwadronu był st. wachm. Jan Spychalski.

Z miejsca wszystkie szwadrony w wyznaczonych miejscowościach przystąpiły do przygotowania kwater na dłuższy stały postój. Z uwagi na zachowanie dyscypliny wojskowej robiono starania aby cała załoga szwadronu w ramach możliwości kwaterowała w jednym budynku. Dla tego celu wykorzystywano w majątkach spichrze a na wsiach stodoły. Oficerowie i podoficerowie zawodowi korzystali z prywatnych kwater. Dla koni wybierano także pomieszczenia w których mogło stać co najmniej 8 koni (sekcja) i żeby możliwie stajnie

w plutonie były jak najbliżej siebie.

W owym czasie szwadron składał się z dwóch plutonów, pluton z 3-ch sekcji liniowych i 1 sekcji r.k.m. a sekcja z 8 ułanów (pół stanu wojennego). Po wprowadzeniu systemu trójkowego sekcja składała się z 6 ułanów.

Oficerowie i podoficerowie zawodowi jak i ułani przeważnie pochodzili z poznańskiego oraz niemal wszyscy przeżyli wojnę 1920 roku.

Pułk poza normalnym szkoleniem był odpowiedzialny za stan bezpieczeństwa tamtego rejonu polski. W tym czasie grasowała tam banda, której zadaniem było wzbudzić niechęć i wrogość tamtejszego przygranicznego społeczeństwa, a przede wszystkim rolników i robotników do rządu polskiego i do jego władz administracyjnych. Tą akcję pułk prowadził od chwili przybycia na tamten teren aż do roku o ile się nie mylę 1926. W tym czasie przypominam sobie był napad na starostwo w Stołpcach, napad na pociąg osobowy w (nieczytelne) i na pociąg osobowy w Domanowiczach oraz banda dokonała napadu na samochód policyjny na drodze Solejki – Niedźwiedzica - Lachowicze. Były napady na majątki a nawet na posterunki policji granicznej. Warto nadmienić że po zakończonej wojnie w roku 1921 ochronę granicy wschodniej pełniły specjalnie zorganizowane oddziały policji. Były to oddziały mało operatywne i słabo zorganizowane. Wyżej przeze mnie wspomniane w tym okresie wydarzenia (nieczytelne).

Rzecz w tym aspekcie nieco zmieniła się dopiero o ile nie mylę się od roku 1924 gdy zadania te objął Korpus Ochrony Pogranicza w skrócie KOP. Były to specjalne oddziały wojskowe. Przy batalionach były szwadrony kawalerii. Uzupełnienie w miejsce rokrocznie zwalnianych kopistów, szwadrony kop-u otrzymywały je z najbliższych na ich zapleczu pułków kawalerii. Wybór kandydatów do pełnienia służby w ochronie pogranicza dokonywały powiatowe komendy uzupełnień (P.K.U.). Taki poborowy, który otrzymał przydział do pułku w karcie poborowej miał już zaznaczone, że jest przeniesiony do służby w KOP-ie. Jednak do tej jednostki (nieczytelne) został przeniesiony dopiero po upływie 3-4 miesięcy, tj. po okresie rekruckim. Pamiętam, że pułk uzupełniał stany ilościowe ułanów dla szwadronów KOP-u w Stołpach, (nieczytelne) oraz w Iwieńcu.

III W Baranowiczach specjalnych koszarów ani stajeń dla pułku nie było. Było natomiast o ile nie mylę się osiem murowanych baraków położonych przy lasku niedaleko od depa wąskotorówki. W barakach tych do chwili zajęcia ich przez pułk odbywali kilkotygodniową kwarantannę nadchodzący Polacy ze Związku Radzieckiego. Prócz różnego rodzaju szmat, śmieci, brudu i wstrętnego zapachu środków dezynfekcyjnych były tylko puste ściany bez sufitu.

Zaraz obok stajeń był duży plac, który był przez szwadrony wykorzystany jako ujeżdżalnia i na plac ćwiczeń musztry pieszej i konnej oraz do ćwiczeń gimnastycznych. Z biegiem czasu cały teren pułku został oparkaniony i wybudowana została bocznica kolejowa dochodząca blisko stajeń. Na żądanie pułku kolej podstawiała puste kryte wagony, które wykorzystaliśmy do nauki ładowania i wyładowania koni, taboru itp. oraz kolej podstawiała na tej bocznicy również wagony z przesyłkami żywności itp. Bliżej prywatnych mieszkań stał zniszczony dom (ruina), którego odbudowano nieomal od nowa i przeznaczony został na biura dowództwa pułku i kwatermistrzostwa. Była w nim również wartownia i pokój oficera inspekcyjnego pułku. A obok wartowni wybudowano główną bramę wjazdową na teren koszar przy której stał wartownik.

Po wykonaniu wyżej wspomnianych budowli, remontów i adaptacji, koszary, stajnie i ich otoczenie nabrały przyjemnego wyglądu.

Kierowaniem i nadzorowaniem wszystkich wymienionych prac rozpoczął dowódca pułku płk Gierzkowski, po nim płk Abracham, a zakończył ppłk Tadeusz Machalski. Niemałą też zasługę w tym względzie miał również kwatermistrz pułku mjr Bartłomiej Zakrzewski.

Chciałbym teraz podać nazwiska kolejnych po sobie dowódców pułku i mniej więcej okres i dowodzenia pułkiem.

Pierwszym jak już wspomniałem był ppłk br. Ignacy Mielżyński. Dowodził pułkiem od chwili jego zorganizowania w roku 1920 do jesieni 1921 r. Pod jego dowództwem pułk w dniu 18 sierpnia 1920 r. pod Brodnicą przyjął chrzest bojowy. Odszedł w stan spoczynku.

Drugim dowódcą pułku był płk Gierzkowski. Dowodził pułkiem od jesieni 1921 r. do mniej więcej roku 1926. Odszedł w stan spoczynku.

Po nim dowództwo pułku objął ppłk. Roman Abracham (późniejszy gen. bryg.). W okresie jego dowodzenia pułkiem przeżyliśmy dwa niecodzienne wydarzenia, które pragnę szczegółowo opisać, a mianowicie: W roku 1928 w lecie, w którym miesiącu nie przypominam sobie, ale mogło to być w m-cu sierpniu lub wrześniu, zaistniało poważne nieporozumienie polityczne pomiędzy naszym naczelnym wodzem marszałkiem Józefem Piłsudskim a prezydentem Litwy Waldemarasem (chodziło prawdopodobnie o Wilno). W tymże samym czasie strażnik litewski na granicy polsko-litewskiej, prawdopodobnie prowokacyjnie, zastrzelił naszego kaprala straży granicznej i w związku z tym istniejące nieporozumienie jeszcze poważniej zaostrzyło się. Zaistniały incydent miał być rzekomo rozstrzygnięty między oboma zwierzchnikami w Paryżu. Niezależnie od powyższego były czynione przygotowania do zbrojnego rozstrzygnięcia tego konfliktu. W tym celu pułk otrzymał rozkaz wysłania do dyspozycji dowódcy 1-ej dywizji pp leg. w Wilnie jednego szwadronu o stanie wojennym. Dowódcą szwadronu był rtm. (nieczytelne). Maszerowaliśmy konno przez puszczę (nieczytelne) słynnej ze smacznych obważanek. W tym rejonie stała w pogotowiu alarmowym 1. Dywizja pp. leg. Jednakże do akcji zbrojnej nie doszło, gdyż prezydent Waldemaras poszedł na ustępstwo marszałkowi Piłsudskiemu. W związku z powyższym d-two tego zgrupowania otrzymało rozkaz przeprowadzenia tak dużą ilością wojsk i to różnych rodzaji broni manewr z rejonu Nowa Wilejka w kierunku Wilna. Po zakończeniu tych ćwiczeń parę dni odpoczywaliśmy w białych koszarach artyleryjskich w Wilnie. Nasz dowódca pułku płk. Abracham na czas tego trwającego się incydentu został zawezwany do Sztabu Generalnego do Warszawy. Dzięki jego staraniom wróciliśmy do Baranowicz transportem kolejowym, a krążyla już wersja, że wracamy konno. Miasto i garnizon Baranowicze przywitało nas b. uroczyście.

Pozostał mi w pamięci jeszcze jeden moment a mianowicie ćwiczenia zimowe między garnizonowe. Stroną przeciwną był garnizon Słonim (79, 80 pułk piechoty). Było to w miesiącu lutym albo w marcu 1929 r. Ćwiczenia te zaplanował i kierował ówczesny komendant garnizonu Baranowicze generał Pożerski, który jednocześnie był dowódcą 20 dywizji piechoty. Prawdopodobnie, gdy generał wyżej wspomniane ćwiczenia planował i opracowywał nie przewidział tak srogiej zimy, jaka w roku 1929 zaistniała, w której mrozy sięgały powyżej 30 stopni a śnieg sięgał do pasa. Rezultat taki, że w 78 p.p. około 250 żołnierzom poobmarzały uszy, nosy, policzki, ręce i nogi. Nasz pułk dzięki d-cy pułku wyszedł z tych ćwiczeń, że tak się wyrażę bez żadnych strat. Wykonując zadania bojowe bardzo umiejętnie poruszał się pułkiem. W stępie schodziliśmy z koni, stojąc biegliśmy w miejscu, a gdy trzeba było zakłusować siadaliśmy na konie. W ogóle płk Abracham w manewrach stosował taktykę partyzancką. Nie znał dróg, posuwał się pułkiem przeważnie na przełaj, wyszedł na przeciwnika zawsze z tej strony, z której się jego nie spodziewał. W ogóle był przez nas wszystkich bardzo lubiany. Odszedł od nas o ile się nie mylę w roku 1929 lub 1930 na stanowisko dowódcy Pomorskiej Brygady Kawalerii w Bydgoszczy i tam mianowany został na generała brygady.

Z kolei dowódcą pułku został ppłk. Tadeusz Machalski, który przeniesiony został z 7. Pułku strzelców konnych z Poznania. Za jego okres dowodzenia pułkiem zostały dzięki jego ofiarnej pracy, budowa koszar, adaptacja stajeń i uporządkowanie placów w rejonie koszar i stajeń zakończona. Pozostało dla pułku tylko jedno zadanie a mianowicie szkolenie i wychowywanie kolejno przychodzących roczników na dobrych żołnierzy i obywateli państwa, co w praktyce jaką wykazali w kampanii wrześniowej 1939 r. uzyskaliśmy.

Generalne założenie szkoleniowe szwadrony otrzymały z d-twa pułku a szczegółowe, miesięczne programy z rozbiciem na godziny i miejsca ich przeprowadzania opracowywali poszczególni d-cy szwadronów, które po akceptacji przez zastępcę d-cy pułku były systematycznie przeprowadzane. Po każdym okresie takich ćwiczeń przeprowadzany był komisyjny przegląd oceny osiągniętych wyników, zaplanowanych ćwiczeń w tym okresie. W rozkazach pułkowych szwadrony wzgl. plutony za dobre wyniki zostały wyróżnione w postaci pochwały i zezwolenia udzielenia wyróżniającym się ułanom kilkudniowych urlopów, a niektórym za złe wyniki udzielono pouczenia i odpowiednich wskazówek w celu ich w przyszłości usunięcia. Ostre strzelanie pułk rokrocznie przeprowadzał w obozie ćwiczeń Leśna położonym około 15 km od Baranowicz. Szkoła podoficerska wyjeżdżała na ostre strzelanie już w pierwszych dniach każdego miesiąca kwietnia a pozostałe szwadrony około końca maja wzgl. w pierwszej połowie czerwca. Poza ostrym strzelaniem szwadrony zgodnie z założeniem d-twa pułku wykorzystując dużą powierzchnię obozu przeprowadzały ćwiczenia polowe w szyku konnym i pieszym oraz musztrę formalną, cięcie łóz, kłucie lancą, gimnastykę i woltyżerkę.

W końcowej fazie szkolenia, które w zasadzie odbywały się krótko przed manewrami zastała dokonana ostateczna komisyjna ocena stanu opanowania wszystkich programowo przewidzianych elementów wchodzących w skład bojowości pułku. Wszystkie rodzaje ćwiczeń były punktowane. Szwadron który uzyskał największą ilość punktów brał czynny udział w zawodach międzypułkowych organizowane przez d-twa brygady w czasie koncentracji brygady przed manewrami. Program zawodów przewidywał następujące ćwiczenia:

1. alarm bojowy

2. marsz konno około 60 km w szyku bojowym

Na tej trasie szwadron musi wykryć zamaskowanego nieprzyjaciela (nieczytelne), dokonać szarże (cięcie łóz, pchnięcia i kłucie lancą), przeprowadzić ostre strzelanie (figury polowe), sforsować rzekę w bród i dotrzeć do mety. Następnie komisja przeprowadza przegląd koni i ułanów.

Poniżej podaję szczegóły wykonania poszczególnych fragmentów:

Sposób przeprowadzenia alarmu bojowego:

Konie uwiązane kantarami stajennymi na konowięzie. Z tyłu broń w kozłach a obok nich szabla, lanca, pas z bagnetem, łopatka i maska gazowa. Każdy uczestnik, bez względu na stopień i zajmowane stanowisko, ma rozłożone na ziemi dla konia: siodło, koc, uzdę, karmiarz, wiadro brezentowe, woreczek z zawartością 2 kg owsa, szczotkę, zgrzebło, hacele, podkowiaki, klucz do wkręcania haceli i flanelową szmatkę

dla siebie: menażkę, łyżkę z widelcem, chleb żelazną porcję, ręcznik, mydło, przybory do mycia zębów, szczotkę do butów, pastę, koc i bieliznę oraz różnych długości pasków potrzebnych do przytroczenia do siodła juczek, koca, woreczka z owsem i ewentualnie płaszcza. Każdy z uczestników musiał wiedzieć, co pakować do lewej a co do prawej juczki (kabury) i w jakiej kolejności, a po wyposażeniu pułku w siodła produkcji polskiej o czterech kaburach, co włożyć do lewej i prawej tylnych kabur i również, w jakiej kolejności. Na podany sygnał alarm. Każdy z uczestników bez względu na posiadany stopień wojskowy rozpoczyna następujące czynności:

pakuje juczki,

przytracza juczki do siodła,

przytracza na przedni łęk siodła koc do spania,

przytracza na tylny łęk siodła woreczek z owsem,

trzepie koc i rozkłada go równomiernie na grzbiet konia,

siodła konia, podciąga popręg,

kiełzna konia,

pakuje do kabur kantar stajenny,

zapina pas z bagnetem i łopatką,

zakłada przez plecy maskę gazową i (nieczytelne)

przytracza szablę pod lewą tybinką,

sprawdza popręg,

bierze lance o ile ją ma i wsiada na konia. Jedzie na miejsce zbiórki i ustawia się w szeregu swojej sekcji. O gotowości sekcji do marszu sekcyjny melduje d-cy plutonu, ten z kolei o gotowości melduje d-cy szwadronu. Plutony ustawiają się na wyznaczonym placu w linii plutonów. Dowódca szwadronu melduje przewodniczącemu komisji gotowość szwadronu do wymarszu. Czas liczy się od podanego sygnału „alarm" do momentu złożenia meldunku o gotowości marszowej przez d-cę szwadronu, dla orientacji podaje, że przeciętny czas od momentu sygnału „alarm" do chwili gdy ułan siedział na koniu wynosił około 15-20 minut, a gotowość marszowa szwadronu od tegoż sygnału do momentu złożenia meldunku przez d-cę szwadronu wynosiła około 25-30 min. Naturalnie im krótszy czas tym wyższa punktacja. Przy tym nadmieniam, że w czasie wykonywania wyżej wymienionych czynności ułani, podoficerowie i oficerowie mogli wspólnie sobie pomagać. Pamiętam że w czasie z jednych takich zawodów dowódcą szwadronu był rtm. Andrzej Bohomalec, który w lewej ręce miał tylko dwa palce i to nie normalne, ale za to był wysoki około 2 m. Z góry generał Skotnicki jako przewodniczący komisji zamierzał zapisać szwadronowi pewna ilość punktów karnych zwalniając rtm. Bohomalca od troczenia i siodłania swego konia. Na co on nie zgodził się. W związku z tym rotmistrz, st. Wachm. Berus i ja wspólnie ustaliliśmy, że ja i Berus będziemy troczyć wszystkie trzy siodła i nakładać na grzbiet konia, a resztę czynności, które są wyżej opisane będzie przy każdym koniu wykonywał rotmistrz. Rezultat był taki, że wszystkie czynności wykonaliśmy w trzech o parę minut wcześniej w stosunku do najsprytniejszego pod tym względem ułana. Naturalnie od gen. Skotnickiego otrzymaliśmy duże brawa.

Dowódca szwadronu po złożeniu meldunku o gotowości marszowej otrzymał od Przewodniczącego Komisji marszrutę i zadanie bojowe, które w trakcie pokonywania nakazanej trasy winien wykonać. Jak wyżej wspomniałem trasa marszu była długości ok. 60 km. Wzdłuż tej trasy były wyznaczone punkty kontrolne obsadzone przez oficerów przeważnie z Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu lub z obcych jednostek niewchodzących w skład naszej brygady. Na niektórych punktach kontrolnych szwadron musiał wykonać jedno z nakazanych zadań bojowych, np. szarżę. Nieprzyjaciela w tym wypadku pozorowały rozstawione wszerz i w głąb stojaki z łozami, stojaki z zawieszonymi kółkami. Na innym punkcie szwadron musiał wykonać ostre strzelanie. W tym wypadku npla pozorowały rozstawione w terenie różnego rodzaju figury polowe jak: główki, popiersia, strzelcy w biegu, c.k.m. itp. Inny znów punkt kontrolny był w tym miejscu, w którym szwadron musiał przejść rzekę w bród. A były i takie punkty kontrolne, które trudne były do odszukania a przez które szwadron musiał przejść, gdyż w przeciwnym razie był zdyskwalifikowany. Znajdowały się one np. na jakimś wzgórzu oznaczonym numerem lub na skraju lasu, przy (nieczytelne) leśnej itp. do, których nie prowadziła żadna droga. Dotrzeć do nich można było tylko przy pomocy busoli na przełaj nieraz przez gęsty podszyty las, zarośla itp. Do obowiązków oficerów na punktach kontrolnych było: ocena przebiegu marszu bojowego szwadronu tj. w jakim szyku posuwa się, czy jest ubezpieczony, czy ma wysunięte patrole rozpoznawcze, gdyż one winny jako pierwsze rozpoznać pozorowanego npla i wysłać za pomocą gońca meldunek z szkicem sytuacyjnym do d-cy szwadronu. Liczyli ilość ściętych łóz, zdjętych kółek, liczyli także ilość trafionych figurek polowych i (nieczytelne) oraz na niektórych punktach d-ca szwadronu otrzymał kartkę kontrolną, którą później doręczył komisji. Wszystkie te dane były potrzebne do ogólnej punktacji. Poza wyżej wymienionymi punktami kontrolnymi, przebieg marszu szwadronu i wykonanie poszczególnych akcji bojowych był również na niektórych odcinkach obserwowany i oceniany przez członków komisji, która posuwała się samochodem osobowym.

Na pokonanie trasy i przeprowadzenie wspomnianych akcji był z góry ustalony czas. Za przekroczenie jego szwadrony otrzymywały punkty karne a za skrócenie bonifikatę również w punktach. W zasadzie był on przez organizatorów zawodów poważnie wyśrubowany. Aby go nie przekroczyć d-ca szwadronu musiał go bardzo umiejętnie wykorzystać. Każda jego decyzja musiała być szybka, trafna i skuteczna. Każdą akcję należało wykonać w jak najkrótszym czasie. Na korzyść jego wykonania pracował cały szwadron od ułana do oficera d-cy plutonu włącznie.

Z każdej wykonanej akcji d-ca szwadronu obowiązany był do wysłania za pomocą gońca meldunku ze szkicem sytuacyjnym do komisji sędziowskiej. Te same czynności wykonywali niektórzy d-cy patroli, którymi przeważnie byli podoficerowie, do d-cy szwadronu orientując go o sytuacji na przedpolu jego marszruty. O ile chodzi o gońców to byli oni zawsze wyznaczeni przed wymarszem szwadronu do akcji po to, aby mogli sobie w czasie marszu zapamiętywać pewne punkty orientacyjne jak np. nazwa wsi przez które szwadron przejeżdżał, kościoły, wiatraki, kominy fabryczne, skrzyżowania dróg, jeziora, słupy telefoniczne itp. Musiał on je nie tylko zapamiętać, ale utrwalić sobie w pamięci ich odwrotną kolejność. Według tych punktów goniec lecąc z meldunkiem upewniał się, że posuwał się właściwą drogą. W zasadzie goniec posuwał się obok niej, wykorzystując zarośla, skraj lasu, doliny ale zawsze miał ją na uwadze, gdyż ona prowadziła go do celu. Przy tym trzeba zaznaczyć, że na gońca wyznaczało się ułana inteligentnego, sprytnego, dobrze wyszkolonego, dobrze władającego lancą i szablą, dobrze orientującego się w terenie, musiał mieć dobrą pamięć i dosiadać dobrego konia. Była taka zasada, że wysyłający przed doręczeniem meldunku przeczytał go a goniec treść jego musiał powtórzyć i dobrze zapamiętać. Obowiązkiem jego, w razie jakiegoś niebezpieczeństwa było meldunek połknąć, ale i także jego zadaniem było wykorzystać wszelkie możliwości uniknięcia wzięcia go do niewoli i dotarcia do celu i przekazanie meldunku z pamięci ustnie. Meldunki takie były pisane na bardzo cienkim papierze a treść meldunku musiała być krótka, zwięzła, orientująca dokładnie przełożonego w sytuacji i położeniu npla. Bardzo ważne meldunki były w terenie poważnie zagrożonym wysłane przez 2-ch gońców, z których każdy miał meldunek tej samej treści, tą samą drogą, wzgl. dla każdego wytyczano oddzielną drogę. Z b. ważnymi meldunkami i w terenie trudnym, zagrożonym przez npla, często wysyłano jako gońców podoficerów a nawet oficerów.

Po wykonaniu wyżej podanych zadań szwadron podążał do mety. Komisji sędziowskiej d-ca szwadronu złożył meldunek o wykonaniu zadania bojowego, wręczając jej kartki kontrolne, otrzymane od oficerów kontrolnych. Komisja sprawdza czas i dokonuje przeglądu. Sprawdza ilościowy stan szwadronu, a potem ekwipunek ułanów i koni i ich zewnętrzny wygląd. Następnie następuje rozsiodłanie koni. Po upływie ok. 30-45 min. ułani pojedynczo podprowadzają konie przed stół sędziowski, a lekarz wet. dokonuje przeglądu koni, zwracając uwagę na odparzenie, skaleczenie, czy nie kuleje, czy nie zgubił podkowy i określa jego kondycje. Wszystkie te określenia przez lek. wet. były punktowane.

Jak z powyższego wynika, opracowany program przez d-two brygady obejmował wszystkie elementy szkoleniowe i w zależności od ich wykonania dały dokładną ocenę o stanie gotowości bojowej danego pułku, którego reprezentował szwadron biorący udział w tych zawodach.

Nie pamiętam jakie były stosowane nagrody w zawodach brygady. Ale najprawdopodobniej poza wyróżnieniem w rozkazie, zwycięskiemu szwadronowi d-ca bryg. wręczał przechodni buńczuk. Natomiast najlepszy szwadron w zawodach tego typu w pułku, otrzymał proporczyk pułkowy, dyplom oraz pochwałę w rozkazie pułkowym. A ułani z tego szwadronu, którzy zasłużyli na wyróżnienie, otrzymali kilkudniowe urlopy.

Poza wyżej wymienionymi rodzajami ćwiczeń, jeszcze przed koncentracją brygady, pułk rokrocznie przeprowadzał ćwiczenia wodne. Polegały one na przygotowaniu pułku do forsowania rzeki w bród lub wpław w pełnym rynsztunku wzgl. bez niego. Do każdorazowego przeprowadzenia tych ćwiczeń pułk otrzymał do dyspozycji pluton pionierów, którego zadaniem było znalezienie na rzece miejsca możliwego do przejścia w bród i miejsca do przeprawienia się na drugi jej brzeg wpław. O ile chodzi o te drugie ćwiczenie (wpław) to były one przeprowadzone w sposób następujący: dojście do rzeki i wyjście z wody na przeciwległy jej brzeg musiało być łagodne (nie strome) i o ile możliwe piaszczyste. Miejsca te były oznakowane wiechami. Natomiast przestrzeń, (z jednego brzegu na drugi), którą ułani z koniem musieli przepłynąć była ubezpieczona przez pionierów stojących na łódkach. Wyposażeni oni byli w kola ratunkowe i na każdej łódce był ratownik, który w każdej chwili mógł na wypadek tonięcia płynącego przyjść jemu z pomocą.

Poniżej podaje zasady, które ułan musiał stosować przy pływaniu z koniem. Najpierw bez rynsztunku: Ułan w spodeńkach kąpielowych na oklep na koniu okiełznanym na wędzidle przybył na brzeg rzeki. Następnie zawiązał wodze pozostawiając je na szyi konia i wjeżdżał do wody. Z tą chwilą kiedy koń tracił grunt pod nogami, zsunął się z konia od strony prądu, i jedną ręką trzymał się grzywy konia, a drugą za pomocą wodzy kierował koniem na przeciwległy brzeg rzeki i równocześnie tą samą ręką i nogami, pomagał koniowi w pływaniu. Z chwilą kiedy koń na drugim brzegu rzeki dotykał nogami gruntu, wsunął się na konia i udał się na miejsce zbiórki swojej sekcji. Drugie ćwiczenie w pełnym rynsztunku: Ułan w pełnym umundurowaniu i uzbrojeniu na koniu pod siodłem polowym, przed wjechaniem do wody zsiadł z niego i wypiął munsztuk z pyska, pozostawiając go wiszącego z jednej strony przy uździe konia, następnie sprawdził popręg, a o ile był za bardzo podciągnięty, zwolnił go o jedną dziurkę, z powrotem wsiadł na konia, zawiązał wodze i dalsze czynności wykonywał te same, które stosował przy pływaniu na oklep. Następne ćwiczenie to przeprawa szwadronu przez rzekę wpław tabunem: przed rozpoczęciem tego ćwiczenia, ułani konie rozsiodłali i siodła ułożyli na dużych łodziach do tego celu przygotowanych i obsługiwanych przez pionierów. Następnie konie na uzdach podprowadzili na brzeg rzeki. Aby wszystkie konie zachęcić do pływania i utrzymania kierunku, najpierw do wody wjeżdżał podoficer lub b. dobry ułan w spodenkach kąpielowych (naturalnie oboje dobrze pływający) na dobrym koniu na oklep. Ułani w tym czasie zdjęli koniom uzdy i wszyscy pospiesznie razem wpędzały je do rzeki. A gdy już zaczęły pływać i skierowały się w kierunku za ułanem pływającym z koniem, biegiem skoczyli na łodzie, na których uprzednio złożyli siodła, pomagając pionierom, szybko płynęli na drugi brzeg rzeki. Po osiągnięciu jego, z uzdami wyskoczyli naprzeciw wychodzącym z wody koniom, kiełznając je i odprowadzili na miejsce zbiórki. Tutaj konowodni je trzymały, z pozostali ułani przynieśli siodła i wszyscy szybko swoje konie siodłali. Nadmieniam, że szwadron w ten sposób przeprawiał się kolejno plutonami. Przy tym jeszcze raz podkreślam, że akcje te były strzeżone od nieszczęśliwych wypadków utonięcia jeźdźca lub konia przez dobrze wyszkolonych pionierów, a także przez całą kadrę zawodową szwadronu. Nie pamiętam, aby takie wypadki w naszym pułku miały miejsca.

Pozostało jeszcze jedno ćwiczenie a mianowicie forsowania przez szwadron rzeki w bród. Jak już wyżej wspomniałem, znalezienie miejsca do przejścia rzeki w bród było zadaniem plutonu wzgl. sekcji pionierów. Ale w zasadzie kadra zawodowa a nawet sekcyjni musieli znać te same wiadomości, o których będzie mowa. Brzegi z obu stron rzeki musiały być płaskie. Głębokość rzeki od jej brzegów stopniowa i nie głębsza jak do połowy tybinek siodła. Nie zawsze można było znaleźć takie miejsce, aby wydma piaszczysta na dnie rzeki o tej głębokości ciągła się prosto z jednego na drugi brzeg rzeki. B. często dno rzeki o wymaganej głębokości po kilku metrach od brzegu ciągło się zygzakiem tj. po kilku metrach od brzegu ciągło się wzdłuż rzeki, potem skręcało do środka, dalej znów wzdłuż pod prąd aż do wyjścia na jej drugi brzeg. Cała ta przestrzeń musiała być wytyczona wiechami Przejście rzeki w bród szwadron wykonywał w kolumnie po jednym, koń za koniem na ogonie, pluton za plutonem, bez żadnych przerw. Przed wejściem do wody konie musiały być napojone, gdyż w przeciwnym razie piły wodę a tym samym hamowały marsz. Trzeba było również uważać na konie, gdyż niektóre z nich po wejściu do wody miały chęć wytarzać się w niej.

Wyżej omawiane ćwiczenia miały na celu przygotowanie szwadronu do pokonywania tego typu przeszkód terenowych oraz sprawdzenie fizycznych zdolności i umiejętności ułanów a także koni w zakresie swobodnego pływania.

W zasadzie za wyszkolenie pułku był bezpośrednio odpowiedzialny z-ca d-cy pułku, który opracowywał programy szkoleniowe i kontrolował jogo wykonanie. Poniżej podaje ich nazwiska w kolejności ich przybycia do pułku i dokąd z pułku odeszli.

W Lesznie zastępcą ppłk Mielżyńskiego miał być prawdopodobnie rtm. Długoszewski. Mówił mi to wachmistrz Nadolny. Zwolniony został do rezerwy.

Za okres dowodzenia pułkiem przez płk. Gierzkowskiego zastępcami jego byli: w Horodzieji mjr Łoziuski, który później przeniesiony został do 27 p. uł. i w Baranowiczach ppłk. Bogucki – dokąd poszedł nie pamiętam.

Zastępcami d-cy pułku płk. Abrachama byli: zaraz po wypadkach majowych 1926 roku mjr Liszko, który później przeniesiony został do 6 p. uł. w Stanisławowie na stanowisko dowódcy pułku. Po nim przyszedł ppłk Moszczeński, który o ile nie mylę się był i z-cą ppłk. Machalskiego - przeniesiony został na stanowisko dowódcy 11. p. uł. w Ciechanowie.

W okresie dowodzenia pułkiem przez ppłk. Machalskiego jego zastępcami byli: jak już wyżej wspomniałem ppłk Moszczeński i ppłk Wysocki, który o ile mnie pamięć nie myli w 1936 roku mianowany został dowódcą 4. p. uł. W Wilnie. Przypominam sobie, że z-cą d-cy pułku był też mjr Borycki, ale nie pamiętam, za którego z wymienionych dowódców pułku.

Ostatnim dowódcą pułku, który dowodził nim prawdopodobnie od roku 1936 do końca jego istnienia był płk Schweizer Ludwik a jego zastępcą był mjr Hejnich. Pod jego dowództwem pułk walczył w czasie kampanii wrześniowej 1939 r.

Duży wpływ na wyszkolenie pułku miało również kwatermistrzostwo pułku. Był to organ kierujący działalnością służb zaopatrzenia i administracją pułku. Na czele jego stał kwatermistrz pułku. Były w nim specjalne działy a mianowicie: materiałowy, żywnościowy, finansowy i ewidencyjny. Na czele każdego działu stał oficer mianowany na stanowisko przez d-cę pułku za wyjątkiem działu finansowego, które obsadzała indentura okręgu. Taki oficer na czas pełnienia jednego z wyżej wspomnianych działów przyjmował jego nazwę, np. oficer materiałowy, oficer żywnościowy, oficer ewidencji i Płatnik pułku.

Do obowiązków oficera materiałowego należały sprawy mundurowe, broni i gospodarcze. Do pomocy miał podoficera mundurowego, którym był chor. Zakrzewski Aleksander. Podoficerem broni przez jakiś czas był st. wachm. Herfmanowski a po nim plt. Markowski a podoficerem gospodarczym był st. wachm. Jan Spychalski. Kwatermistrzami byli podaję tylko tych, których pamiętam mjr. Zakrzewski Batrłomiej, przez bardzo krótki okres mjr. Liszko i rtm. Stelmaszewski, który to stanowisko zajmował do końca wojny.

Oficerem żywnościowym ostatnio był chor. Michalik. Do jego obowiązków należały sprawy wyżywienia ludzi i koni. Do pomocy jego był plt. (nieczytelne)

Do obowiązków oficera płatnika należała wypłata dla oficerów i podoficerów poborów, dla żołnierzy żołdu, wypłata przedsiębiorstwom wzgl. fachowcom za wykonane prace usługowe jak remonty mieszkań itp., uregulowanie rachunków, faktur za nabyte materiały itp. Oficerem płatnikiem był por. Tomczyk a do pomocy miał z początku st. wachm. (nieczytelne) a po nim wachm. Leona Strasburgera.

Kto był oficerem ewidencji nie pamiętam. Nadmieniam że oficerowie na stanowisku oficera ewidencji i oficera żywnościowego byli przez d-cę pułku często zmieniani. Z jakiego powodu nie wiem, ale przypuszczam, że chodziło o staż dowodzenia danego oficera. Do jego obowiązków należały sprawy personalne kadry zawodowej i szeregowych służby czynnej oraz sprawy (nieczytelne).

Wszystkie rozkazy i zarządzenia d-cy pułku wychodziły z kancelarii pułkowej. Przy kancelarii pułkowej mieściły się gabinety służbowe dowódcy i zastępcy dowódcy pułku. Urzędował tu również adiutant d-cy pułku. Szefem kancelarii był st. wachm. Kazimierz Myk a gdy został zwolniony na emeryturę obowiązki objął wachm. Stanisław Popiel.

Adiutanci również często byli zmieniani. Prawdopodobnie chodziło tu również o staż dowodzenia. Z tej przyczyny trudno mi podać ich nazwiska w kolejności po sobie, gdyż nie jeden z nich po odbyciu stażu wracał z powrotem na to stanowisko. Podam tylko, kto miał zaszczyt być adiutantem. Byli nim: por. Giepert, rtm. Macharski, rtm. Włodziemierz Tuchołka, rtm. Włodzimierz Budarkiewicz i rtm. Karol Miętus. Właśnie rtm. Miętus o ile się nie mylę to dwukrotnie po stażu dowodzenia wracał na to stanowisko i pozostał adiutantem do dnia 27. IX 39 r. , w którym poległ w lasach (nieczytelne). Podałem nazwiska oficerów tych, których pamiętałem ale mogło być ich więcej.

Z lekarzy wet pamiętam tylko mjr. Gumułkę i ostatnio ppor. Góralewicza. Pomocnikiem ich był st. wachm. wet. Jarząbkiewicz a podkuwaczem podkowym wachm. Leon Nadolny.

A z lekarzy med. przypominam sobie tylko kpt. Gadomskiego i ostatnio por. Sierpackiego. Do pomocy ich był plt. Więcłow.

Pułk posiadał własną orkiestrę, która liczyła około 25-30 osób. Kapelmistrzem był wachm. Franciszek Berlin. W jej składzie osobowym było około 50% podoficerów zaw. i nadterminowych i 50% ułanów z poboru. Ułani ci zostali przeniesieni z poszczególnych szwadronów dopiero po okresie rekruckim. Tutaj w orkiestrze ćwiczenia fachowe (granie z nut), musztrę pieszą połączoną z graniem marszów prowadził kapelmistrz. Natomiast jazdę konną, władanie b. bronią, musztrę konną, granitna koniach prowadził osobiście adiutant pułku, który był ich bezpośrednim przełożonym. Stajnię mieli oddzielną. Dla orkiestry wybierano konie maści białej i jasno szpakowatej. Salę do zgrywek i szafę na instrumenty i nuty mieli w 2-im Szwadronie. Każdy z podoficerów zaw. i nadterminowych był na etacie jednego z 5-ciu szwadronów w charakterze trębacza. Dowódcy szwadronów wykorzystywali ich w czasie musztry konnej i ćwiczeń polowych. W tym czasie dowódcy szwadronów zapoznawali ułanów z różnymi rozkazami podawanymi prze sygnały na trąbce, np. stęp, kłus, galop, zbiórka, siodłanie koni, pojenie koni itp. Ponadto w czasie manewr na kwaterach w danej wsi grał na trąbce pobudkę i capstrzyk. Te same sygnały były grane przez jednego lub dwóch trębaczy kolejno wyznaczanych przez kapelmistrza w garnizonie. Poza tym orkiestra w każdą niedzielę i święta prowadziła pułk do kościoła. Brała czynny udział we wszystkich uroczystościach czy to w szyku konnym czy też pieszym. Na manewrach po ćwiczeniach dawała w poszczególnych wsiach, w których kwaterowały szwadrony koncerty. Występowała nawet w radio i dawała koncerty w mieście w Baranowiczach.

Nadmieniam, że konie do orkiestry wybierane były maści białej wzgl. szpakowatej. Ten temat chciałbym przy tej okazji szczerze omówić a mianowicie: Było to za czasów d-cy brygady gen. Skotnickiego, jeszcze przed przyłączeniem 3 p.s.k. z Wołkowyska w skład Brygady kawalerii wówczas tak zwanej „Baranowickiej", że w każdym pułku każdy szwadron miał konie innej maści. Na przykład w naszym pułku (zastrzegam się że mogę się mylić ale nie dużo) 1-y szwadron miał konie jasno-kasztany, 2-i ciemno-kasztany, 3-i gniade i jasno-gniade, 4-y kare i karo-gniade, szwadron k.m. miał konie różnych maści, a pluton łączności ciemno i jasno-szpakowate. Nie wiem od jakiego z dowódców pułków wyszła inicjatywa do dowódcy brygady, aby tenże wyraził zgodę na skomasowanie koni o jednolitym umaszczeniu w każdym pułku. Na co generał zgodził się i na jednej z koncentracji brygady przed manewrami wysuniętą propozycję zrealizowano. W związku z tym 25 p. uł. drogą wymiany otrzymał konie maści kasztanowatej, 26-y gniade a 27 p. uł. konie kare. Poza tym konie maści białej szpakowatej każdy pułk pozostawił dla siebie i przekazał białe dla orkiestry a szpaki dla plutonów łączności a nadwyżkę ich przekazano również drogą wymiany dla szwadronu pionierów.

Jak wiadomo każda zasadnicza maść ma pewne odmiany (odcienia) i oznaki np. są gniade, jasno-gniade, wiśniowo-gniade i skoro-gniade. Konie tego umaszczenia mogą być bez oznak, mogą mieć na czole gwiazdkę, kwiatek, łysinę i latarnie. Wobec powyższego postanowiono przydzielić dla 1-go szwadronu konie gniade z łysinami i gwiazdką, 2-gi otrzymał konie jasno-gniade, 3-ci ciemno-gniade i wiśniowo-gniade, 4-ty skoro-gniade a szwadron k. m. otrzymał również gniade, ale różnych odmian i oznak. Orkiestra białe i Jane szpaki a pluton łączności ciemne szpaki.

W brygadzie ustalono, że w przyszłości te wymiany koni remontowych maściami na poszczególne pułki będą przeprowadzane w szwadronach zapasowych w Łukowie, w której to miejscowości każdy pułk miał swój szwadron zapasowy, z którego rokrocznie na uzupełnienie stanu koni w pułku w miejsce koni z powodu wad lub starości z linii wycofano do taboru wzgl. drogą licytacji sprzedano.

Wracam do spraw szkoleniowych. Otóż każdego roku pułk udawał się do wyznaczonych miejscowości na koncentracje brygady. Przed rozpoczęciem się wielkich manewr, dowództwo brygady przeprowadzało ćwiczenia bojowe międzypułkowe. W tymże czasie tj. 15 sierpnia każdego roku przypadało „Święto Żołnierza", które brygada b. uroczyście obchodziła. Przebieg jej był następujący: na dużym polu zbudowany został duży piękny ołtarz. Przed nim ustawiły się poszczególne jednostki wchodzące w skład brygady a, mianowicie: 25,26,27 pułk ułanów, 3 p.s.k., 16 taczanek (4 plutony) zgrupowanych ze wszystkich pułków, 9dak i na samym końcu szwadron kolarzy również zebrany ze wszystkich pułków. Pułki ustawiły się w linii szwadronów, szwadrony w kolumnie plutonów a plutony w szyku rozwiniętym. Na prawym skrzydle stała orkiestra zgrupowana i zgrana pod dyrekcją kapelmistrza 25 p. uł. Po złożeniu meldunku przez d-cę całości dowódcy bryg., tenże przy dźwiękach marsza generalskiego w asyście szefa sztabu w galopie przejeżdżał wzdłuż frontu oddziałów witając ich. Po tej ceremonii powitalnej na rozkaz d-cy całości najpierw orkiestra a potem poczty sztandarowe w szyku konnym kłusem podążały przed ołtarz, przy którym już stali d-cy jednostek (konno) i zaproszeni goście. Po odprawionej Mszy św. którą każdorazowo odprawiał ksiądz kapelan garnizonu Baranowicze (byli nimi najpierw Ksiądz Walasek a po nim Ksiądz Aleksandrowicz) i po wygłoszeniu przez nich okolicznościowego kazania rozpoczęła się przed dowódcą brygady i zaproszonymi gośćmi defilada w galopie. (taczanki i dak defilowały zawsze w cwale). Po obiedzie około godz. 16-tej odbywały się zawody hipiczne dla oficerów i podoficerów, władania szablą i lancą, pokaz gimnastyki, woltyżerki, skoki prze kobyłkę oraz konny kadryl wykonywany przez podoficerów z naszego pułku. Impreza kończyła się wręczeniem zwycięzcom przez d-cę bryg. nagród.

Przy tej okazji pragnę podać nazwiska dowódców brygady, którzy kolejno po sobie Nowogródzką Brygadę Kawalerii od początku jej zorganizowania i do końca jej istnienia dowodzili:

pierwszym jej dowódcą był gen. bryg. Waraksiewicz – krechowiak. Dokąd odszedł nie przypominam sobie.

drugim był gen. bryg. Stanisław Skotnicki.

Poprzednio dowodził 15 pułkiem ułanów w Poznaniu. Był bardzo dzielnym i lubianym dowódcą. Przeniesiony został na dowódcę Pomorskiej Brygady Kawalerii w Bydgoszczy.

Trzecim z kolei i ostatnim dowódcą brygady gen. Bryg. Władysław Anders. Dowodził brygadą w czasie tragicznej kampanii wrześniowej 1939 roku. W rejonie Przemyśla rozwiązał brygadę na wieczne czasy. Dostał się do niewoli sowieckiej. Nie będę tu poruszał dalszej jego działalności gdyż prawdopodobnie są one wszystkim obywatelom znane.

Wracam do koncentracji brygady, w której to brygada każdego roku przygotowywała się do wielkich manewrów. Brygada jako całość i poszczególne pułki kawalerii oddzielnie oraz inne jednostki wchodzące w jej skład musiały teraz na oczach dowódców wyższych wykazać swą gotowość bojową w różnych (nieczytelne) i w różnej porze dnia. W takich manewrach brały udział różne rodzaje broni i (nieczytelne) a ich ogólna ilość wynosiła około 20-30 tysięcy żołnierzy. Manewry tych rozmiarów trwały do około 7 dni. Rozpoczynały się one przy końcu sierpnia wzgl. w pierwszych dniach września. Po ich zakończeniu pułki najkrótszą drogą wracały do swych garnizonów, w których byli bardzo uroczyście i serdecznie przez społeczeństwo i władze miejskie witani.

W koszarach rozpoczął się normalny tryb życia. Przede wszystkim doprowadzano do należytego stanu uporządzenia osobiste ułanów, rynsztunek koński i uprząż oraz poprawieniem kondycji koni. Z zakończeniem wyżej wspomnianych prac trzeba było się spieszyć, gdyż przy końcu września a początkiem października stary rocznik był zwalniany do rezerwy. Niejedni z nich pełnili specjalne funkcje jak ordynansów, leczaków, pomoce w kuchni, w magazynach w (nieczytelne) a niektórzy ujeżdżali konie w szwadronie zapasowym. Ich miejsce trzeba było zastąpić młodym rocznikiem. Po dokonaniu powyższych zmian i uzupełnieniu, w szwadronie pozostało do czasu przyjścia rekrutów zaledwie kilkunastu ułanów, którym nieraz przypadało do obrządku po 5-6 koni a były i takie przypadki, że i więcej.

Zwalnianych ułanów, którzy spełnili swój zaszczytny obowiązek obywatelski wobec ojczyzny, byli przez pułk b. uroczyście żegnani. Orkiestra pułkowa w towarzystwie oficerów i podoficerów odprowadzała ich na dworzec kolejowy. W takli sam sposób witano na dworcu przybyłych rekrutów. Przed d-twem pułku oficer wzgl. podoficer z biura ewidencji odbierał od nich karty powołaniowe i jednocześnie wskazał numer szwadronu, do którego zostali przydzieleni. Specjalnie w tym celu wysłani podoficerowie służbowi z poszczególnych szwadronów zabierali ich do swoich koszar. Tu otrzymywali odpowiednie sorty mundurowe, bieliznę, obuwie i po dokonanej kąpieli ubierali się w nie a swoje cywilne ubrania zdawali do depozytu na przechowanie wzgl. wysyłali pocztą do domu. Gdy szwadron przewidzianą ich ilość już otrzymał i wszyscy byli umundurowani, zebrano ich w świetlicy, w której nastąpiło ich w obecności całej kadry zawodowej ojcowskie powitanie przez dowódcę szwadronu. Następnie przeprowadził on z nimi krótką pogadankę na temat ich obowiązków wobec ojczyzny, zapoznał ich po krótce z historią pułku, tokiem prac w szwadronie, poszanowaniem mienia państwowego, apelował do nich o zachowanie i przestrzeganie czystości i porządku w koszarach i w stajni, przestrzegania dyscypliny wojskowej oraz aby sumiennie wykonywali zalecenia swoich przełożonych.

Całujemy Was mocno Antek z Stefą